Natalia Wabich

Strony

  • Strona główna
  • MAKIJAŻE
  • I cała reszta
  • KONTAKT
  • Włosy

16:25

Siła jest kobietą

 Dzień dobry. Ja tu tylko przyszłam zaprotestować. 


Pozdrawiam! 

***** ***

Czytaj więcej »
on 16:25 3
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

16:20

French makeup | Bizneswoman makeup

 Tak dawno nie robiłam makijażu ani zdjęć, czuję regres. Do pracy moim ulubionym makijażem jest kreska i tyle mi wystarcza. Nawet ostatnio nakładanie podkładu na twarz ograniczyło się do jakieś minimalnej ilości z takim względów, że po prostu mi się nie chce, a poza tym leczę się na trądzik i moja cera jest obecnie na tyle ok, że nie muszę nic szczególnie przykrywać, ewentualnie tylko zaczerwieniania związane z leczeniem. Poza tym ryj mi się kisi pod maseczką, więc stawiam na oko. Dziś mnie jednak naszła jakaś chęć, bo na instagramie wypatrzyłam francuski makijaż, taka właśnie klasyka jak kreska i usta w odcieniach czerwieni oraz rozświetlone oko. I przypomniało mi się, że mam super ekstra czerwoną marynarkę w szafie, której nigdy nie nosiłam. Brak mi okazji na elegancki strój, ale przygotowanym trzeba być, może i okazja nadejdzie. W obecnej chałupie nie radzę sobie z oświetleniem, jest go za dużo xD A jestem noga jeśli chodzi o manualne ustawianie aparatu i wszystkie zdjęcia są przejaskrawione, albo wręcz przepalone. Oczywiście wszystko też kwestia lenistwa, bo nie chce mi się szukać dobrego miejsca ani uczyć się nowych funkcji w aparacie, z resztą co ja mówię nowych...podstawowych. Trochę wstyd. Lecz mam całkiem spoko aparat w moim One Plus 7 pro i dziś ten telefon mnie zaskoczył ostrością zdjęć, głębią kolorów i w ogóle woow. Tak więc naszła mnie ochota podzielić się z Wami makijażem i zdjęciami by mój wspaniały telefon. 




Brwi: mydło do brwi Brow Lash, kredka do brwi Hean automatic eyebrow, krem CC z aliexpress 
Oczy: Too Faced Chocolate bar, rozświetlacz Makeup Revolution Vivid Baked, eyeliner Maybelline Eyestudio Lasting drama, tusz Maybelline Colossal, rzęsy Perhaeps 
Twarz: krem CC z Aliexpress, puder Ecocera ryżowy, bronzer The Balm Bahama Mama, rozświetlacz Wibo I choose whait i want
Usta: konturówka Golden Rose Dream Lips #552, pomadka Melkior Professional #12213, błyszczyk Eveline XL Hawaii


Ostatnio pisałam też o masce koloryzującej Maria Nila. Postanowiłam ją nałożyć na suche włosy, inaczej niż w zaleceniach i kolor rzeczywiście chwycił mocniej. Jest o wiele ładniejszy, jednak minus maseczki jest taki, że ma za dużo fioletowego pigmentu i w zależności od światła, a szczególnie widać to w świetle dziennym, że odcień jest delikatnie fioletowy. Miał być to mocno chłodny brąz, a ten fiolet go ociepla. Jak na stówę i maskę, która starczy mi jeszcze na raz szukam lepszego zamiennika. Padło na Indole Colorblaster i odcień Surro, wydaje się bardzo gorzko czekoladowy. Zobaczymy jak wyjdzie na włosach. No i kosztuje 37 zika za taką samą pojemność 300ml. 

Trzymajcie się cieplutko! 

Czytaj więcej »
on 16:20 6
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

12:32

Aktualizacja włosów | Aktualna pielęgnacja | Polerowanie włosów| Koloryzacja

 100 lat nie robiłam wpisu o włosach. Obecnie mam fisia na punkcie kudłów i powoli staje się włosomaniaczką, początkującą, raczkującą, ale robię postępy, tak myślę. Zdecydowałam wrócić do naturalnego koloru włosów. W zasadzie ostatni raz naturalne włosy miałam może z 10 lat temu i w zasadzie zapomniałam jak one wyglądają, byłam przekonana, że jestem ciemną blondynką, że ten kolor jest taki mysi, popielaty. A tu po odrostach okazało się, że ten mój kolor wcale taki jasny nie jest i bosko chłodny, więc cóż, trochę zajmie mi ta droga, ale to chyba zawsze słuszna droga, kiedy się człowiek nie chce już farbować. 

Swoją przygodę postanowiłam zacząć od ogarnięcia zniszczonych, rozdwojonych końcówek, tego i tak się nie da uratować, więc lepiej chlasnąć i wtedy pielęgnacja ma sens. Tym bardziej, że chlaśnięcie włosów sprawia, że te są już wizualnie zdrowsze. Postanowiłam wybrać się na bardziej zaawansowaną metodę pozbywania się zniszczonych końców, a mianowicie na polerowanie włosów. Metoda ta polega na tym, że włosy są "obcinane" ze zniszczonych końcówek na całej długości bez konieczności obcinania długości. Są na to dwa sposoby, albo specjalną maszynką (split ender), albo po prostu maszynką z odpowiednią nakładką. Ja miałam robiony ten drugi sposób + standardowe podcięcie końców. Dla mnie zabieg bomba, w większości udało się pozbyć połamanych i rozdwojonych końcówek, które żyły własnym życiem i moje włosy już wyglądały o niebo lepiej. Stały się gładsze i bardziej śliskie. Wrzucam teraz zdjęcia przed i po do Waszej oceny. 



Zdecydowanie polecam wypróbować! 

Dalej przyszła pora na wyleczenie mojej skóry głowy. Mam problem z nawracającym Łojotokowym Zapaleniem Skóry Głowy, najprawdopodobniej u mnie nawraca ze względu na stres. Powoduje to u mnie też wypadanie włosów, więc konieczne było dla mnie wyleczenie. Choć przerobiłam już mnóstwo szamponów, wcierek i wydałam na to miliony monet wiem, że to będzie do mnie regularnie wracać. Smuteczek, lecz obecnie udało mi się w znacznej części pozbyć się suchych, łuszczących placków na głowie. Zaczęłam też stosować terapię ajurwedyjską na skórę głowy + do tego olejek miętowy. Przynajmniej na godzinę. Wszystko po to, by załagodzić zmiany na głowie i po to, by przyśpieszyć wzrost włosa i trochę je zagęścić. Bawię się tak od półtora miesiąca i muszę przyznać, że włosy urosły znacznie. Średnio rosną 2cm na miesiąc bez żadnych turbo przyśpieszaczy, ale mnie wydaje się, że urosły więcej. Może to tylko autosugestia, trudno stwierdzić, bo włosów nie mierzyłam. Wrzucę za to fotę. 


Jeśli chodzi o pielęgnację, to testuje różne mikstury, maski, płukanki. Jednak podstawą mojej pielęgnacji stało się olejowanie. Włosy mam średnioporowate, także zdecydowałam się na olej ze słodkich migdałów. Nakładam go zazwyczaj na żel z aloesu na godzinkę albo i dłużej, potem na 15-20 minut dowalam jeszcze maseczkę z Ziaji Masło Kakaowe, albo jakąś inną już po zmyciu oleju. Raz na ok. 2 tygodnie domykam łuski włosa płukanką z octu jabłkowego i raz na jakiś czas robię sobie jakąś miksturę typu żelatyna, galaretka czy tam jakieś kisiel. Wszystko podpatruje u moich włosowych guru, czyli u Darii - Kosmetycznej Hedonistki, Marty z Uroda i włosy i u Natalii z BlondHairCare. Bez nich nie wyobrażam sobie swojej włosowej przygody. Niestety jest ona dla mnie trochę czasochłonna, bo biorąc pod uwagę jeszcze różne produkty do mojej łojotokowej głowy i nakładanie tych olejków to trwa to lata świetlne. Czego jednak nie robi się dla urody? 


Z koloryzacją jestem w tej chwili na bakier, bo tak jak wspomniałam mój naturalny kolor włosów skradł mi serce, ale nie chce całych włosów farbować na mój odcień tylko poczekać aż sobie urosną. Skusiłam się za to na maskę koloryzującą, która nie niszczy włosów, a je pielęgnuje. Zaryzykowałam i kupiłam intensywnie brązowy kolor, bo trafiłam na filmik na YT, gdzie laska farbuje nakłada sobie taką maskę na podobne do moich blond włosy i wygląda to nieziemsko. Zatem zdecydowałam się na taką samą maskę i padło na Maria Nila, kosztowała nie mało, bo za 300 ml dałam stówkę, ale efekt na filmiku serio mnie zachwycił. Na moich niestety nie osiągnęłam tego samego, nie wiem z jakiej przyczyny, zapewne brak umiejętności albo co, tak czy siak to co mi wyszło było całkiem ładne. Trudny do opisania kolor, w każdym świetle wyglądał inaczej. 



W tej chwili po 3 myciach te włosy są jakby szare, lekko wpadają miejscami nawet w taki fiolet, no dziwny dziwny odcień. Muszę spróbować te maskę nałożyć na suche włosy, może wtedy będzie mi łatwiej. 

W tej chwili moje włosy są w znacznie lepszej kondycji niż jeszcze 2 miesiące temu. kiedy nawet nie chciało mi się nałożyć odżywki na 3 minuty. Jeszcze długa droga przede mną, aby poznać potrzeby swoich włosów na tyle, by dopasować do nich idealnie produkty, których potrzebują. Muszę się jeszcze w to odpowiednio zagłębić, ale kroki już podjęłam odpowiednie ;) Niestety wciąż borykam się ze zbijaniem włosów w takie strączki, po wietrznej pogodzie muszę je przynajmniej przeczesać, bo inaczej nie wygląda to najlepiej. No i potrafią się jeszcze puszyć, szczególnie ta warstwa włosów nad karkiem, tam są te włosy u mnie w najgorszym stanie i trudno mi powiedzieć czy to przez lata farbowania, czy nieodpowiedniego obchodzenia się z nimi. 


Życzcie mi powodzenia w dalszej przychodzie z włosami i dajcie znać, co robicie ze swoimi kudełkami! :) 

Czytaj więcej »
on 12:32 10
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

21:51

Szczecińska Rusałka | Moje 5 minut w roli modelki

Dzień dobry! W zasadzie to chciałam się tu pochwalić współpracą z moją koleżanką fotografką i pięknymi fotami, którymi mnie obdarzyła. Udało jej się uchwycić to, co najlepsze i zdecydowanie nawet taki laik jak ja może wyglądać dobrze na zdjęciach ;) Warto było wstać o 5.30, chyba nawet o tej godzinie wyszedł mi lepiej makijaż niż jak się wysypiam xD  no i wybrać się na stare miasto. Jak będziecie kiedyś w Szczecinie, to zdecydowanie polecam By Lilishka Photographer. Przyjemne jest stanie przed obiektywem, nie ukrywam, że można się wtedy poczuć piękne! A teraz bez zbędnej paplaniny przejdę do najważniejszego - efektów. 













Dajcie znać w komentarzu czy się Wam podoba! :) 
Czytaj więcej »
on 21:51 18
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

15:12

Powiększenie ust kwasem hialuronowym | Efekty przed, po i w trakcie gojenia

Co roku z okazji urodzin robię sobie jakiś prezent. Zazwyczaj były to tatuaże, ale nowe przekłucia, ale w tym roku postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i powiększyć usta. Nie, żebym miała do tej pory z nimi jakiś kompleks, żebym była nieszczęśliwa z powodu swoich ust, jednak stwierdziłam, że przyda się je nieco podrasować, chociażby ze względu asymetrii, którą posiadam. Zanim podjęłam decyzję o wyborze osoby, która przeprowadzi zabieg przeszukałam i przejrzałam mnóstwo miejsc i zdjęć, ostatecznie jednak decyzje podjęłam spontanicznie z tygodnia na tydzień. Im dłużej się zastanawiam, tym gorzej zawsze trafiam. Padło zatem na Candy Studio mgr. Sandra Kwaśniewska w Szczecinie. Akurat była promka na nową metodę powiększania ust, więc poszłam za ciosem i się umówiłam. W cenie promocyjnej za 1ml kwasu zapłaciłam 500zł. 
Kilka dni przed zabiegiem próbowałam przeszperać internet w poszukiwaniu zdjęć w trakcie gojenia, jakiś relacji dziewczyn, które to robiły czy cokolwiek, co nakieruje mnie na sam zabieg. Nie było tego zbyt wiele. Być może dlatego, że wszelkie ingerencje w ciało, te mniejsze czy większe to jeszcze trochę temat tabu. Zapewne z tego względu, że trochę jest to piętnowane i myślę też, że dziewczyny, które sobie coś robią nie chcą się przyznawać, bo wstyd. Wstyd w tym sensie, że chciałyby być piękne, nieskazitelne i idealne najlepiej bez poprawek, a jak sobie coś robią, to głupio przyznać, że są piękne nie dzięki matce naturze, tylko dzięki podrasowaniu skalpelem, kwasem, botoksem czy innymi nićmi. Ja nie mam zamiaru zaprzeczać, że sobie czegoś nie zrobiłam, albo to ukrywać. Przecież nagle w nocy magicznym trafem nie urosły mi usta. Zrobiłam i tyle, może to się komuś podobać albo nie. 

Oczywiście jak w kwestii każdej ingerencji w swoje ciała miałam obawy i to ogromne. Szczególnie typu spierdolenia zabiegu, wiadomka, ale raz się żyje. Do gabinetu weszłam lekko zestresowana, wypełniłam ankietę, Pani Sandra mnie znieczuliła maścią, poinformowała co i jak robić po zabiegu oraz czego unikać no i zaproponowała piłeczkę antystresową. Uważam się za twardzielkę, więc odmówiłam, ale jeśli jeszcze zastanawiacie się, czy powiększanie ust boli, to tak, boli kurewsko. I mówi to ktoś, to ma wydziarany rękaw, przebite różne miejsca na ciele, a igły nie są mi straszne ani obce. Tak tutaj łzy mi leciały niekontrolowanie. Ale jak o mówią, cierp ciało jak chciało, więc nie stękałam zbytnio z tego powodu. Znieczulenie trwało ok. 10-15 minut, sam zabieg jakieś 15-20, trudno mi dokładnie oszacować, bo nie patrzyłam na zegarek, ale nie trwało to długo. Krew się ze mnie lała jak z prosiaka, być może to efekt tego, że byłam przed okresem, ale wydaje mi się, że mam tak zawsze. Przy wyrwaniu ósemek było to samo. 

Przy pierwszej iniekcji zostało mi prowadzony niecały 1ml, reszta została na dostrzyknięcie i ewentualną korektę asymetrii. Bezpośrednio po zabiegu usta były opuchnięte, nabrzmiałe i wyglądały, jak wyglądały, sami zobaczcie xD 


Był lekki dzióbek, ale to normalne. Sama opuchlizna trzymała mi się może 3-4 dni, sianiaki porobiły mi się wyłącznie ze względu na samą iniekcję i też bardzo szybko zeszły. Po zabiegu nie bolały mnie, ani nie przysparzały żadnych problemów. Oczywiście nie można ich dotykać łapskami przez 24 godziny ani się całować. I obowiązkowo maść arnikowa na siniaczki i opuchliznę. Ja nie dotykałam ich przez 3 dni. Bałam się xD Miałam wykonywany zabieg pierwszy raz, więc traktowałam je bardzo delikatnie i z dużą obawą. Dopiero po 3 dniach nakładałam maść już palcami i wyczułam w ustach delikatne grudki. Wizualnie były praktycznie niewidoczne, dopiero pod palcami je wyczułam. Pani Sandra poinformowała mnie, żeby usta masować i że to dość normalne przy "dziewiczych" ustach i że kwas może się układać nawet do miesiąca. No i rzeczywiście, zaczęłam je masować, potem Pani Sandra na wizycie kontrolnej też mi je wymasowała i było lepiej. 
Jak widać usta w trakcie gojenia wyglądały nadzwyczaj dobrze. Podobno jedne dziewczyny puchną bardziej, jedne mają więcej siniaków, inne nie. Wszystko kwestią indywidualnych predyspozycji. Moje usta były dla mnie łaskawe. 

Po jakiż 8 dniach postanowiłam je pomalować, chociaż uważam, że muśnięte błyszczykiem już wyglądają doooobrze. 




Na kolejnej wizycie po ok. dwóch tygodniach zostało mi dostrzyknięte resztki kwasu, było tak niecałe 0.3 ml. Bolało już mniej, mniej też było wkłuć ze względu na mniejszą ilość kwasu. Ogólnie to zostały po prostu dopieszczone. Ze względu na te moją asymetrię w górną część ust z lewej strony dostałam zdziebko więcej kwasu, żeby potem były idealne. 

Tutaj bezpośrednio po dotrzyknięciu. 


Ważne jest po takim zabiegu po prostu stosowanie się do zaleceń, które otrzymujecie od osoby wykonującej zabieg. Kwas nie lubi dużych różnic temperatur, więc na początku trzeba uważać z piciem kawy i jedzeniem posiłków, czy skrajnie zimnych napojów. Absolutnie nie przykłada się lodu. Wystarczy stosować maść arnikową i masować. Im mniej się opalamy, tym efekt będzie trwalszy. I ważne jest picie duuużej ilości wody. 

Przejdźmy teraz do najważniejszego, czyli zdjęć przed i po. 



Jak widać asymetria była dość widoczna. Patrząc w lustro jej tak nie zauważałam, ale na zdjęciach uwidaczniała się jakby bardziej. Teraz usta są pełne i jędrne. Takie całuśne. Bardzo mi się podobają, są wymodelowane i chyba niczego im teraz nie brakuje. Nie  wyglądam jak glonojad, nie mam parówek xD Momentami czuję nawet niedosyt i zastanawiam się, czy nie chcę jeszcze troszkę większych, ale wolę na razie poczekać i sprawdzić jak długo będzie trzymał się efekt, który też w dużej mierze uzależniony jest od naszego organizmu. Czy zdecydowałabym się na zabieg ponownie? Wydaje mi się, że tak. Chciałam zaspokoić tylko ciekawość, ale podobają mi się na tyle, że nie wiem, czy nie będę wykonywała zabiegu regularnie. Kto wie 🤷🏻‍♀️

Czytaj więcej »
on 15:12 18
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

21:06

Wyhoduj sobie rzęsy | Recenzja serum stymulującego wzrost rzęs Joanna multilashes

O zgrozo, sto lat nie pisałam żadnej recenzji, aż mi dziwnie, ale wiem, że tego typu recenzje ze zdjęciami przed i po są bardzo przydatne, szczególnie przy tego typu produktach i sama zanim sięgam po podobne przekopuje internety w poszukiwaniu zdjęć. Zatem przedstawiam Wam jedną z wielu odżywek, które można znaleźć na sklepowych półkach. Po które warto sięgnąć? Postaram się odpowiedzieć, gdyż testowałam już wiele produktów do stymulacji wzrostu rzęs (znajdziecie recenzje na blogu do kilku z nich, np. Revitalash), w zasadzie z odżywkami na dłużej nie rozstaje się jakoś od liceum. 



Nie ukrywam, że po Joanne sięgnęłam skuszona ceną (ok. 35zł). Szkoda mi hajsu na kolejnego Revitalasha, więc pomyślałam, że dam szanse czemuś tańszemu. Tak jak wspomniałam stosuje odżywki od bardzo dawna, z niewielkimi przerwami, rzęsy mi nie wypadły, nie wyrosły mi rzęsy w oku ani nic podobnego, zatem chciałabym rozwiać wątpliwości co do negatywnych skutków takich produktów. Zdaję sobie sprawę, że mnóstwo osób odradza stosowania odżywek stymulujących rzęs, bo powodują wypadanie. Wydaje mi się, że jako weteranka mogę powiedzieć, że to BZDURA. Takie rzęsy żyją sobie od 100 do 150 dni, może się zdarzyć, że 5 będzie żyło 80 dni, 7 rzęs zdecyduje się żyć 100 dni a cała reszta 150. Kiedy te pięć i siedem rzęs wypadnie, na tle tych, które są wyrośnięte rzeczywiście będze widoczny ich brak w tamtym miejscu. Lecz czy nie tak samo dzieję się podczas ich przedłużania? A przecież co 10 laska (na moje oko - nie prowadzę badań) przedłuża sobie rzęsy i nie obawia się, że będzie wyglądała idiotycznie kiedy te 5 przedłużonych jej wypadnie. A uwierzcie, że przy rzęsach szczotach wygląda to serio idiotycznie. W sumie przy "nieszczotach" też i jakoś mało kto się tym przejmuje. A z odżywkami robi się wielkie HALO. Także nie, one nie powodują jakiegoś namnożonego wypadania rzęs, ale potwierdzam, że kiedy część jest mega długich, a te kilka które dopiero wypadły sobie rosną (a rosną od 60 do 90 dni) to zauważycie różnice. 

Po takim wstępie mogę przejść do sedna. Odżywka ma dać efektu już po 3 tygodniach. I tu się zgodzę, bo zdjęcia, które robiłam dla porównania są zrobione w odstępie 3 tygodni i efekt rzeczywiście jest. 
Polecam otworzyć zdjęcie aby się dokładniej przyjrzeć. Rzęsy są dłuższe, gęstsze. Czy ciemniejsze? Wydaje mi się, że nie, lecz moje rzęsy z natury nie są jakieś szczególnie jasne. Wspomnę jeszcze, że stosowałam odżywkę również na brwi, bo tutaj mam zdecydowany kompleks, ale nie zadziałała. Nie zmieniło się nic :( Na drugim zdjęciu niestety nieopatrznie posmarowałam brwi mydełkiem przez co efekt może być widoczny jako gęstsze, ale nie, to tylko efekt mydełka. Na brwi nie podziałało, smuteczek. Tak czy siak efekt na rzęsach dorównuje dużo droższym odżywkom. W tej cenie zdecydowanie polecam spróbować. Wytuszowane wyglądają dużo bardziej powalająco. 
U mnie efekt przed użyciem odżywki rzęsy i tak już wyglądały dobrze, bo z natury nie mogę na nie narzekać, a i też lata regularnego stosowania odżywek daje się we znaki. Mimo to odżywka zdecydowanie wydłużyła i zagęściła rzęsy. Spróbujcie, serio! Za 35 zika nie zaszkodzi ;) 
Czytaj więcej »
on 21:06 6
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

15:38

Sposób na pogrubienie łuku brwiowego | Laminacja + koloryzacja marką Thuya

Jakiś czas temu chwaliłam się Wam tutaj, że zrobiłam kurs z laminacji i koloryzacji brwi. Pora zatem pochwalić się efektami moich prac, ale zanim pokaże Wam efekty, muszę zacząć od tego czym właściwie jest ta cała laminacja. 

Trochę śmieszkuje, że laminacja to taka trwała ondulacja na brwi i nie mija się to zbytnio z prawdą. Zatem zabieg polega na tym, że zmieniamy kształt brwi, nadajemy mu nowy kierunek, włoski stają się podatne na układanie, a za tym idzie możliwość wyczesania ich w taki sposób, że łuk staje się optycznie szerszy i po prostu ładniejszy! Bo w końcu moda na brwi plemniczki odchodzi w zapomnienie i wraca na nowo moda na gęste, grube brwi. Pewnie nie jednej z Was mignął się na instagramie taki trend tak #instabrows, czyli te mocno wyczesane włoski ku górze. Na początku podobał mi się taki look, ale ostatecznie stwierdziłam, że nie wygląda to zbyt naturalnie i lepiej prezentują się włoski wyczesane mniej więcej w kierunku 45 stopni. Co z resztą zauważycie zaraz na zdjęciach, bo właśnie w takim kierunku staram się nadawać nowy kształt brwiom. 

Koloryzacje zaś wykonuje farbą. Nie żadną henna, która mocno barwi skórę i niestety albo stety przy ubytkach w brwiach może się początkowo sprawdzić, tak kiedy jednak skórą się wybarwi wygląda to dość głupio, więc tak czy siak trzeba dopełniać brwi kredką. Farba za to jak to bywa na przykładzie farbowania włosów barwi oczywiście delikatnie skórę, choć pozostawia na skórze cień pasuje lepiej w tym przypadku, bo jest to po prostu efekt uboczny farbowania. We włosie zaś farba potrafi wytrwać do 6 tygodni, gdyż wnika ona w głąb włosa. Różnica między henną jest taka, że henna ma zbyt duże cząsteczki, przez co jedynie otula włos i trzyma się po prostu nieco krócej, a może także powodować łamliwość włosków, bo nieco je przesusza. Zatem henna połączona z laminacją raczej nie, za to z farbką już jak najbardziej tak. Same farbki z resztą bogate są też w aloes, olej arganowy, więc te brewki przy okazji pielęgnują. Tak właśnie stałam się fanką produktów od Thuya. 

Przejdę więc do zdjęć, na których pokażę efekt przed i po. 







Z każdej stylizacji staram się wydobyć jak najwięcej włosków, dlatego regulację wykonuję dopiero po laminacji i koloryzacji, bo naglę się okazuję, że niektóre z pozoru nieprzydatne włoski stały się potrzebne ;)

Jak Wam się podoba taki efekt?

Czytaj więcej »
on 15:38 9
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

19:01

Makijaż na dziś - Storm

Nigdy nie robiłam zdjęć w naturalnym świetle - nie lubiłam ich. Dziś postanowiłam wykorzystać ostatnie promienie słońca goszczące w moich oknach i jestem zdumiona jak ładnie wygląda twarz w słońcu, jakie glow się uwidacznia :D


Jedyne co mi nie wyszło to zbliżenie na oczy xD chyba mam regres w robieniu zdjęć aparatem ;( ale w końcu chodzi o całokształt! :p

Brwi: mydło do brwi Brow Lash, kredka do brwi Hean automatic eyebrow, korektor Catrice  Liquid Camuflage
Oczy: baza Ucanbe, paleta do makijażu Makeup Revolution by Nath Go Wild, cień MUG Blackcurrant,  eyeliner Maybelline Eyestudio Lasting Drama, tusz NARS Climax, rzęsy z Aliexpress
Twarz: mieszanka podkładu MySecret Matte Blur Effect i Bourjois Healthy Mix Serum, puder Makeup Revolution Bake & Bolot, bronzer The Balm Bahama Mama, rozświetlacz Makeup Revolution Vivid Baked Highlight, mgiełka Eveline Glow and Go! 
Usta: Mary Kay At Play Taupe That
Czytaj więcej »
on 19:01 9
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

17:12

Moja walka z trądzikiem podskórnym

Zdaje sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka po moich zdjęciach nikt by nie powiedział, że walczyłam kiedykolwiek z jakimś trądzikiem. Dobre światło i makijaż w moim przypadku robiły robotę. Z resztą moja cera buntowała się najbardziej dopiero w wieku licealnym, o czym pisałam w tym poście. Z tym, że wtedy leczyłam się na własną rękę. Teraz już jestem na tyle "dorosła", że staram się chodzić do lekarza.
Obecnie moja skóra nie radzi sobie ze stresem, wszystko widać u mnie po twarzy i skórze głowy, a najbardziej po skórze głowy. Regularnie wraca do mnie ŁZS. Jeśli chodzi o twarz, to mogą stać za tym również hormony, ale nie wiem, gdyż nie zdążyłam porobić badań z krwi, covid-19 popsuł mi plany.
U mnie trądzik to raczej podskórne pryszcze, które niewiarygodnie długo się goją. Tłusta cera w tym nie pomaga, bo jest pełna rozszerzonych porów i zaskórników, co właśnie sprowadza do tego, że u mnie wszystko dzieje się "pod skórą". Można to nazwać ładniejszą wersją trądziku. Z dwojga złego nie mam wykwitów na twarzy. Niestety u mnie takie zmiany wyczuwam pod palcami nawet z sierpnia zeszłego roku. To pokazuje, jak trudna i mozolna jest walka z parchami. Trudno jest też dobrać odpowiedni lek, a samo leczenie bywa kosztowne. U mnie żaden lek nie był refundowany.

Przygodę z dermatologiem zaczęłam w listopadzie zeszłego roku, zima to zawsze odpowiednia pora na leczenie trądziku, gdyż większość leków nie lubi słońca i może się to skończyć przebarwieniami. Zatem w słoneczne dni trzeba pamiętać o wysokim filtrze. Jako pierwszy lek dostałam Acnelec. Poradził sobie tylko częściowo, był zbyt łagodny dla mojej skóry. Nieco załatwił zaskórniki i kilka zmian podskórnych, ale dalej to nie było to. Na następnej wizycie u dermatologa dostałam aktywniejszy lek. Już w formie płynu, a nie maści. Dostałam wtedy Atrederm w stężeniu 0.05%. Pół Szczecina przeszłam w poszukiwaniu tego leku, bo akurat to stężenie już wycofywali. Dermatolog ostrzegła mnie, że to lek silnie złuszczający. Pierwsze dwa dni myślę sobie pikuś, żadnego szczypania, żadnego dyskomfortu - nie działa. Na 3 czy tam 4 dzień, patrzę w lustro, a tam jakiś łuszczący się paszczur. Odszczekałam to, co powiedziałam na początku, bo skóra schodziła mi plackami. Bez makijażu wyglądałam źle, a z makijażem jeszcze gorzej. Z resztą sami zobaczcie.
Nie pamiętam jak długie było zalecenie lekarza, ok 2 tygodni chyba. Ale ręki nie dam sobie uciąć. Skóra pięknie się złuszczyła, przez jakiś czas było okej. Bez szału, ale nie tworzyły mi się nowe podskórne syfy. Aż do początku tego roku.

Jakoś przed okresem wylazł mi jebitny syf na pół brody, to było chyba jakoś w styczniu. Miesiąc czasu go miałam i nic, on tylko nieznacznie się zmniejszył, przyszedł kolejny okres i kolejny syf na brodzie. Właśnie dlatego hormony, okres i brodę powiązałam w jedno. Nie wiem, jak wyglądała by moja twarz, gdybym nie brała tabletek antydzieciowych, pewnie jeszcze gorzej. Dlatego tak bardzo czekam aż ruszy pobieranie krwi. Tak więc patrząc na okres kadencji mojego syfa na brodzie zdecydowałam się pójść do dermatologa. Tym razem dostałam podobno najlepszy lek obecnie na rynku. A mianowicie Epiduo. Pani dermatolog poinformowała mnie, że jedno opakowanie może nie wystarczyć na moje zmiany, żebym się nie rozczarowała, że konieczna będzie dłuższa walka. Na początku ten sam efekt, skóra nie zareagowała przez pierwsze 3 dni. Potem po nałożeniu tak piekła, że musiałam się chłodzić. Makijaż na takiej zaczerwienionej, piekącej buzi też nie wyglądał najlepiej. Po ok. tygodniu/dwóch skóra się już uspokoiła i o wiele lepiej reagowała na lek. Obecnie używam już drugiego opakowania, w między czasie na brodzie wyskoczyły mi trzy kolejne parchy, które w końcu zaczynają się powoli goić. Wciąż wyczuwam je pod palcami, nawet ten pod nosem, który zrobił mi się w sierpniu zeszłego roku*, ale jest lepiej. Nie wyglądam, jakbym miała tam guza, albo jakąś nową, rosnącą formę życia. Większość zaskórników poznikała, cera jest gładsza i zdrowsza. Pokaże może zdjęcie, żebyście wiedzieli, o czym mówię.


Czuję i widzę, że jest o wiele ładniej, zdrowiej. Zdaje sobie jednak sprawę, że to jeszcze potrwa, że będzie nawracać, że być może konieczny będzie jeszcze inny lek. Niestety w niektórych miejscach na mojej twarzy widać już blizny. Trudno. Przeżyje  ;)

* A teraz zajmę się gwiazdką, bo w trakcie pisania posta przypomniało mi się, że mam zdjęcia tego pryszcza spod nosa, bo był na tyle ogromny i bolesny, że rozlał mi się na część wargi i wyglądałam jak po nieudanym botoksie.
Śmiesznie co? :P 
Czytaj więcej »
on 17:12 6
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty

16:34

Master of brow

Kto jest od początku mojego bloga, ten wie, że brwi były i są moją piętą achillesową. Przeszły długą drogę z moimi durnymi pomysłami. Kto tego nie pamięta, dla przypomnienia wrzucę w dalszej części zdjęcie.

Na puncie brwi mam zajoba. Zwracam na nie ogromną uwagę u kobiet. Moje brwi wciąż mają lepsze i gorsze dni. Przez to, że kiedyś je sobie zgoliłam włoski w niektórych miejscach nie rosną mi w ogóle. Cóż, błędny i głupota młodości do dziś mnie prześladuje. Trudno. Za to z racji, że ten zajob wciąż mnie nie opuszcza, zrobiłam certyfikat z laminacji i koloryzacji brwi. Skoro moje już nigdy nie będą idealne, to chciałabym je robić innym kobietom. A wiem, że ogrom kobiet wciąż nie potrafi malować swoich brwi, a potem moją specjalną galerię w telefonie zapełniają screeny z brwiami wpierdolkami, o których pisałam w jednym z moich postów :p. Pójdę do piekła za to xD Jednak wolałabym aby kobity miały ładne brwi i nie były obiektem moich kpin, tak jak ja kiedyś byłam czyimś. Może wciąż jestem z innego powodu, ale kogo to obchodzi🤷‍♀️ . Tak więc podążając ku marzeniom przedstawiam Wam jeden mam nadzieję z wielu papierów, które czyni mnie szczęśliwą. 🥳
Tak więc mam nadzieję, że będzie mi dane robić Wam piękne brwi ❤
To jest moja praca szkoleniowa. Modelka miała wykonany zabieg laminacji, który umożliwia okiełznanie włosów i zaczesanie je w taką stronę, w jaką chcemy. Ja nazywam go trwałą dla brwi. Bo śmierdzi trochę taką trwałą ondulacją i działa w zasadzie bardzo podobne. Cud zabieg, który zwiększa optycznie objętość brwi. Można sobie je pięknie zaczesać do góry i cieszyć się instagramowymi fluffy brows. Koloryzacja dopełnia efektu i nadaje idealny kształt brwiom.
Żeby nie było, że szewc bez butów chodzi, wypróbowałam zabieg na sobie. Moje brwi są rzadkie, jasne, jest ich mało i są asymetryczne. Wszystko przez te moje wariacje w młodości. Nie spodziewałam się spektakularnych efektów, bo nie ma ich z czego zrobić xD Lecz maksymalnie udało mi się pogrubić łuk brwiowy i przyciemnić włoski, bo odrost już daje się we znaki. Grube brwi odmładzają, pamiętajcie :D
Dla przypomnienia wstawiam moje brwi z 2012 roku, jakoś tak będzie.
Wybaczcie, ale nie ogarniam co tu się odjebało xD Serio moje brwi, włosy w zasadzie jak widać powyżej też, przeszły ze mną gehennę. Po niebyt udanym permanentnym i milionach sposobach ich rysowania, wyskubywania cieszę się, że naturalne brwi wracają do łask.
I na koniec kwiatuszek, perełka. Brwi mojej mamity. Nie sądziłam, że mają w sobie taki potencjał. A okazało się, że są piękniejsze od moich. Jak widzicie, kształt zmienił całkowicie oko. Można by rzec, że zafundowałam mamie dodatkowy lifting. Z pozornie nieciekawych włosków laminacja sprawiła, że włosków jest jakby więcej i pięknie układają się w nowy, nadany przeze mnie kształt. Koloryzacja pokryła siwiejące już włoski mamy. Mama, która od lat się nie maluje i nie reguluje brwi musiała się do nich przyzwyczaić :D

Zatem mam nadzieję, że ktoś, kto mnie czyta i jest z okolic Szczecina, wpadnie do mnie po ładne brwi 🤪

Gdyby ktoś za mną jeszcze tęsknił, na Instagramie bywam częściej 🎀
Czytaj więcej »
on 16:34 12
Podziel się!
Nowsze posty
Starsze posty
Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

LINKI

  • FACEBOOK
  • INSTAGRAM
  • PINTEREST

Archiwum

WYSZUKAJ

About me

O mnie

Moje zdjęcie
Wdowa Po Stalinie
Wyświetl mój pełny profil

Followers

Całkowita liczba wyświetleń

  • Home
  • O wszystkim i o niczym
  • _Książki
  • _Lubimy czytać
  • Makijaże
  • Recenzje kosmetyków
  • Włosy
  • Współpraca

Moja lista blogów

Popularne posty

  • O tym jak zrobiłam sobie brwi permanentne metodą piórkową. Za ile, gdzie i czy było warto? Efekty przed i po.
    Zacznę od tego, co to w ogóle jest metoda piórkowa i na czym ona polega. Jest to trwały makijaż, który wykonuje się za pomocą tak zwanego ...
  • Jak osiągnąć efekt sztucznych rzęs bez konieczności ich przedłużania czy doklejania? Wszystko możliwe z Revitalash Advanced - podejście drugie.
    Dokładnie 3 lata temu pisałam recenzję tej odżywki, kiedy to pierwszy raz miałam z nią styczność, wchodziła ona jakieś dopiero w łaski klie...
  • Zdrowe i białe zęby w 5 dni - mój sposób na piękny uśmiech. O wybielających nakładkach iWhite słów kilka.
    Tydzień temu podjęłam się współpracy z producentem iWhite. Jestem posiadaczką raczej naturalnie żółtawej barwy kości. Podobno taka jest nat...
  • Recenzja odżywki RevitaLash Advanced!
    Odżywkę miałam przyjemność wygrać, bo sama nie zdecydowałabym się jej kupić. Nigdy nie wierzyłam jakoś w specjalne moce odżywek, a sama też...

____________________________________________________________________________________________________

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Natalia Wabich. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.