100 lat nie robiłam wpisu o włosach. Obecnie mam fisia na punkcie kudłów i powoli staje się włosomaniaczką, początkującą, raczkującą, ale robię postępy, tak myślę. Zdecydowałam wrócić do naturalnego koloru włosów. W zasadzie ostatni raz naturalne włosy miałam może z 10 lat temu i w zasadzie zapomniałam jak one wyglądają, byłam przekonana, że jestem ciemną blondynką, że ten kolor jest taki mysi, popielaty. A tu po odrostach okazało się, że ten mój kolor wcale taki jasny nie jest i bosko chłodny, więc cóż, trochę zajmie mi ta droga, ale to chyba zawsze słuszna droga, kiedy się człowiek nie chce już farbować. 

Swoją przygodę postanowiłam zacząć od ogarnięcia zniszczonych, rozdwojonych końcówek, tego i tak się nie da uratować, więc lepiej chlasnąć i wtedy pielęgnacja ma sens. Tym bardziej, że chlaśnięcie włosów sprawia, że te są już wizualnie zdrowsze. Postanowiłam wybrać się na bardziej zaawansowaną metodę pozbywania się zniszczonych końców, a mianowicie na polerowanie włosów. Metoda ta polega na tym, że włosy są "obcinane" ze zniszczonych końcówek na całej długości bez konieczności obcinania długości. Są na to dwa sposoby, albo specjalną maszynką (split ender), albo po prostu maszynką z odpowiednią nakładką. Ja miałam robiony ten drugi sposób + standardowe podcięcie końców. Dla mnie zabieg bomba, w większości udało się pozbyć połamanych i rozdwojonych końcówek, które żyły własnym życiem i moje włosy już wyglądały o niebo lepiej. Stały się gładsze i bardziej śliskie. Wrzucam teraz zdjęcia przed i po do Waszej oceny. 



Zdecydowanie polecam wypróbować! 

Dalej przyszła pora na wyleczenie mojej skóry głowy. Mam problem z nawracającym Łojotokowym Zapaleniem Skóry Głowy, najprawdopodobniej u mnie nawraca ze względu na stres. Powoduje to u mnie też wypadanie włosów, więc konieczne było dla mnie wyleczenie. Choć przerobiłam już mnóstwo szamponów, wcierek i wydałam na to miliony monet wiem, że to będzie do mnie regularnie wracać. Smuteczek, lecz obecnie udało mi się w znacznej części pozbyć się suchych, łuszczących placków na głowie. Zaczęłam też stosować terapię ajurwedyjską na skórę głowy + do tego olejek miętowy. Przynajmniej na godzinę. Wszystko po to, by załagodzić zmiany na głowie i po to, by przyśpieszyć wzrost włosa i trochę je zagęścić. Bawię się tak od półtora miesiąca i muszę przyznać, że włosy urosły znacznie. Średnio rosną 2cm na miesiąc bez żadnych turbo przyśpieszaczy, ale mnie wydaje się, że urosły więcej. Może to tylko autosugestia, trudno stwierdzić, bo włosów nie mierzyłam. Wrzucę za to fotę. 


Jeśli chodzi o pielęgnację, to testuje różne mikstury, maski, płukanki. Jednak podstawą mojej pielęgnacji stało się olejowanie. Włosy mam średnioporowate, także zdecydowałam się na olej ze słodkich migdałów. Nakładam go zazwyczaj na żel z aloesu na godzinkę albo i dłużej, potem na 15-20 minut dowalam jeszcze maseczkę z Ziaji Masło Kakaowe, albo jakąś inną już po zmyciu oleju. Raz na ok. 2 tygodnie domykam łuski włosa płukanką z octu jabłkowego i raz na jakiś czas robię sobie jakąś miksturę typu żelatyna, galaretka czy tam jakieś kisiel. Wszystko podpatruje u moich włosowych guru, czyli u Darii - Kosmetycznej Hedonistki, Marty z Uroda i włosy i u Natalii z BlondHairCare. Bez nich nie wyobrażam sobie swojej włosowej przygody. Niestety jest ona dla mnie trochę czasochłonna, bo biorąc pod uwagę jeszcze różne produkty do mojej łojotokowej głowy i nakładanie tych olejków to trwa to lata świetlne. Czego jednak nie robi się dla urody? 


Z koloryzacją jestem w tej chwili na bakier, bo tak jak wspomniałam mój naturalny kolor włosów skradł mi serce, ale nie chce całych włosów farbować na mój odcień tylko poczekać aż sobie urosną. Skusiłam się za to na maskę koloryzującą, która nie niszczy włosów, a je pielęgnuje. Zaryzykowałam i kupiłam intensywnie brązowy kolor, bo trafiłam na filmik na YT, gdzie laska farbuje nakłada sobie taką maskę na podobne do moich blond włosy i wygląda to nieziemsko. Zatem zdecydowałam się na taką samą maskę i padło na Maria Nila, kosztowała nie mało, bo za 300 ml dałam stówkę, ale efekt na filmiku serio mnie zachwycił. Na moich niestety nie osiągnęłam tego samego, nie wiem z jakiej przyczyny, zapewne brak umiejętności albo co, tak czy siak to co mi wyszło było całkiem ładne. Trudny do opisania kolor, w każdym świetle wyglądał inaczej. 



W tej chwili po 3 myciach te włosy są jakby szare, lekko wpadają miejscami nawet w taki fiolet, no dziwny dziwny odcień. Muszę spróbować te maskę nałożyć na suche włosy, może wtedy będzie mi łatwiej. 

W tej chwili moje włosy są w znacznie lepszej kondycji niż jeszcze 2 miesiące temu. kiedy nawet nie chciało mi się nałożyć odżywki na 3 minuty. Jeszcze długa droga przede mną, aby poznać potrzeby swoich włosów na tyle, by dopasować do nich idealnie produkty, których potrzebują. Muszę się jeszcze w to odpowiednio zagłębić, ale kroki już podjęłam odpowiednie ;) Niestety wciąż borykam się ze zbijaniem włosów w takie strączki, po wietrznej pogodzie muszę je przynajmniej przeczesać, bo inaczej nie wygląda to najlepiej. No i potrafią się jeszcze puszyć, szczególnie ta warstwa włosów nad karkiem, tam są te włosy u mnie w najgorszym stanie i trudno mi powiedzieć czy to przez lata farbowania, czy nieodpowiedniego obchodzenia się z nimi. 


Życzcie mi powodzenia w dalszej przychodzie z włosami i dajcie znać, co robicie ze swoimi kudełkami! :) 

9 komentarzy:

  1. Włosy przepikne, kolor sztos 🤩 a który odcień maski masz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tym zabiegu, muszę poczytać, też by mi się przydał :)
    U mnie wszelkie próby powrotu do naturalek, kończyły się zawsze powrotem do blondu po maks 3 miesiącach..
    Włosy masz fajne, nie widać aż tak bardzo zniszczeń, ciekawa jestem jak będziesz wyglądała w naturalnych :)
    Sino-fioletowy odcień może być gdy wcześniej rozjaśniałaś proszkiem. Musiałabyś zapigmentowac najpierw.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za WSZYSTKIE komentarze, jest mi niezmiernie miło czytając je! :)