Farbuje się odkąd skończyłam 15/16 lat. Wiem, że młodo zaczęłam, ale matula mi pozwalała, więc wiadomo, że to wykorzystywałam. Moje włosy od tego czasu miały już wszystkie możliwe odcienie, od czerni, przez brązy, blondy aż do różu, czerwieni i rudości. Dziwie się, że jeszcze nie jestem łysa, ale moje włosy chyba są nie do zniszczenia. I naprawdę są zdrowe i lśniące, pomimo tego co im fundowałam przez tyle lat, a niestety nie mam czasu na jakąś szczególną pielęgnację. Czasem aż mi smutno, że tak mało o nie dbam.
(Gdybyście pytali - to oczywiście też miał być zamierzony efekt) 





I powiem tak, nigdy, przenigdy nie wyszłam jeszcze od fryzjera zadowolona. Ani razu. Zazwyczaj kiedy farbowałam się sama, osiągałam mniej więcej takie rezultaty, jakich oczekiwałam, ale nigdy u fryzjera.
Najbardziej byłam zadowolona z efektów, kiedy miałam mega jasny blond na głowie, ale podkusiło mnie zrobić sobie sombre. No i nosiłam takie włosy jakoś ponad rok. Jak to w przypadku kobiet bywa, znudziły mi się i chciałam znowu powrócić do blondu. Rzecz polegała tylko na tym, aby rozjaśnić mi ciemną górę i zrównać z blondem u dołu.
Tak mniej więcej wyglądały moje włosy przed środową koloryzacją. Wydawało się, że nie trzeba tu wielkiej filozofii, ale co ja tam wiem, nie chciałam bawić się sama w rozjaśnianie i postanowiłam skorzystać z usług kogoś, kto się na tym zna. Umówiłam się u tego kogoś z polecenia, bo podobno czeka się miesiącami na koloryzacje do tego kogoś. Byłam podjarana, przeżywałam to i chwaliłam się na każdym możliwym kroku. Byłam też pełna obaw, że znowu mi coś spierdolą. Nawet w ostatniej chwili chciałam zrezygnować. NO I CO? NO I ZJEBALI. Kolejny raz zrażam się do korzystania z usług fryzjera i poważnie, to moja ostatnia koloryzacja u "profesjonalisty".
Niestety blond mam tylko końcówki (one mi się podobają, są chłodne i popielate), ale miałam je jasne również przed koloryzacją...mam wręcz wrażenie, że są nieco ciemniejsze niż te z którymi przyszłam. A poza tym jestem RUDA. Kurwa mać ruda...Taka chujnia to mi mogła wyjść podczas koloryzacji w domu, ale po wizycie u fryzjera oczekiwałam po prostu blondu. Jasnego, chłodnego blondu. I wiecie ile za to zapłaciłam? 260zł. No cóż, za głupotę trzeba płacić.
Pewnie myślicie sobie, że teraz lamentuje, a jak był na to czas, to mordy nie otworzyłam. Że nie zwróciłam uwagi na to będąc jeszcze u fryzjera, że zapłaciłam, że nie złożyłam skarg i zażaleń. Oczywiście czary mary, fryzjer mówi, że to tak ma być, że przy następnej wizycie już osiągniemy ten chłodny blond, że tu na razie odrosty zostawił, że ciężko było zejść z tego brązu itepe itede. W sumie dałam się przekonać, bo wtedy, gdy tak na nie patrzyłam nawet zaczęły mi się podobać. A wiecie jak to jest, trochę głupio jest powiedzieć, że coś nam nie pasuje, trochę wstyd się wykłócać czy olaboga nie zapłacić. Teraz twierdzę, że to błąd, że powinno się mówić, póki jest na to czas i kłócić się, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wróciłam do domu, przespałam się z tym, obejrzałam te włosy w każdym możliwym świetle i stwierdziłam, że wygląda to źle, że ten rudy za bardzo rzuca się w oczy i od razu zamówiłam farbę (L'Oreal Majirej). Mam nadzieję, że pokryje mi to coś, co w tej chwili mam.
Najlepsze jest to, że nawet umówiłam się na następną wizytę, dopiero w październiku, bo włosy muszą odpocząć...bo dałam się omamić i nie odezwałam się ani słowem. Eh, sama chyba próbowałam oszukać siebie, że to co mam naprawdę mi się podoba, serio próbowałam się tym cieszyć, ale nie umiem się dłużej okłamywać - wygląda to źle. Jakby zrobił mi to ktoś, kto się dopiero uczy, a nie ma już doświadczenie i pracuje w salonie. Jestem rozczarowana, zła i chce mi się wyć, że wyrzuciłam siano w błoto, że muszę wywalać kolejne hajsy na naprawianie tego sama w domu, bo już nie pójdę nigdzie do żadnego fryzjera! Co najwyżej może dam podciąć sobie kiedyś końcówki.
Ludzie mi prawili komplementy, że ładnie mi w tym kolorze. Podejrzewam, że mówili to z grzeczności, a nie dlatego, że rzeczywiście tak mi ładnie. Prawda jest z goła inna i tutaj liczę na Wasze szczere opinie! Nie oszczędzajcie mnie xD 
To jest blond, który osiągnęłam dzięki własnym kombinacjom. I będę dążyć do osiągnięcia właśnie takiego odcienia. I takiej długości również, bo brakuje mi moich włosów do pasa ;)

19 komentarzy:

  1. Myślałam, że tylko ja tak mam, że nigdy nie jestem zadowolona... Z tym, że nie umiem sama sobie farbować włosów, więc jestem zdana na łaskę fryzjerów :P O ile z kolorem jest jeszcze jako tako (farbuję na jeden ciemnobrązowy odcień, więc to nie filozofia, ale i tak wychodziłam czasem "ruda"), to jeśli chodzi o jakiekolwiek cięcie i modelowanie jest niemal zawsze dramat XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uf, to piąteczka, że nie jestem sama :D jeśli chodzi o ścinanie to chyba sama w domu pewnie nigdy bym się nie odważyła xD

      Usuń
  2. mocny tytuł :D
    z fryzjerami to mam tak. Mam jedną fryzjerkę do której chodzę się farbować i jestem zawsze bardzo zadowolona. Niestety jednak nie potrafi ona czesać, więc jakieś imprezy okolicznościowe to z każdym razem chodzę do innego fryzjera i jeszcze nigdy nie byłam zadowolona :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci tego, że włosy nie niszczą się farbowaniem. Ja od kilku lat nie farbuję włosów, bo jednak niezbyt dobrze to na nie działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdyby było u mnie inaczej pewnie już dawno byłabym łysa xD mimo wszystko mogłabym bardziej o nie zadbać

      Usuń
  4. matko współczuję, trochę ten rudy nawet mnie by zdenerwował i zasmucił..ale ja z klei sama się w życiu nie pofarbuję ani nie obetnę bo nie umiem, a od fryzjera zawsze wracam zadowolona :D ale zazdroszczę tak mocnych włosów!

    OdpowiedzUsuń
  5. no to powiem Ci, że grubo :D ja bym nie mogła się nie skusić na farbowanie, prędzej czy później pewnie bym coś kombinowała ;P ale gratuluję wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń
  6. masz tutaj dużo racji...często pewnie rzeczy dostrzegamy będąc starszymi, dojrzalszymi ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie na darmo mówią, że wizyta u fryzjera jest bardziej stresująca niż u dentysty.
    Też miałam rude po ściąganiu koloru, bo inaczej się "nie da". Płakałam dwa dni.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama miałam przygodę z fryzjerem, który nawet podciąć końcówek równo nie potrafił :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz szczęście, że Twoich włosów nie da się zniszczyć. Po tylu farbowaniach... :) Super, ale zacznij o nie dbać, używać balsamów, odzywek. Wyjdzie na dobre ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. też ich nie znoszę, banda amatorów, nie szkolą się, nie uczą, ludzie bez artystycznego zacięcia, traktują ten zawód jak backup, na zasadzie, że każdy może być fryzjerem i nie trzeba nie wiadomo jakich umiejętności. A to przecież zawód artystyczny, a i ci z artyzmem też potrafią coś odwalić. Człowiek ogląda te kolorowe zdjęcia gwiazd i myśli sobie że takie efekty są w zasięgu naszej kieszeni. ale wychodzi na to że nie, jak chcesz mieć włosy jak J.Lo to płać tyle ile J.Lo. kij im wszystkim w du..

    OdpowiedzUsuń
  11. w Polsce fryzejrzy to jest koszmar. CI ludzie to chorzy na mozg kretyni bez gustu. debile

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za WSZYSTKIE komentarze, jest mi niezmiernie miło czytając je! :)