W tygodniu z samego rana raczej nie mam czasu na fantazyjny makijaż, wstawanie przed 6.00 mi nie służy i nie wyglądam wtedy najlepiej, a długo po przebudzeniu wyglądam jeszcze jak zaspana. Jakoś radzić sobie jednak trzeba i zamiast wywijania z korektorem czy wariacyjnymi makijażami, wystarczy mi rozświetlić oko. To ogromna sztuczna, nawet jak jestem jeszcze śpiąca, to przynajmniej moje oczy wyglądają na wypoczęte, są otwarte i takie...rześkie. Czasem używam do tego matowego białego cienia, czasem opalizującej bieli na złoto, czy też nawet fiolet. Zawsze to skutkuje tak samo dobrym efektem.
Dla porównania po lewej oko z białym cieniem i po prawej bez niczego. Różnica jest i myślę, że znacząca.
A tak już wyglądają gotowe oczy i makijaż w 10 minut, czyli taki mój poranny. Zaczynam od nałożenia kremów, podkładu, poprawiam sobie brwi, nakładam odrobinę pudru, róż do policzków, rozświetlam oko i gruntuję wszystko mąką ziemniaczaną, ot cały makijaż gotowy. Jak mam więcej czasu, to maluję usta pomadką, bo to zdecydowanie dłuższą chwilę zajmuje, niż maźnięcie ich błyszczykiem ;)