Pudełko
może nie wygląda samo w sobie luxusowo, ale zawartość wynagradza wszelkie
niedociągnięcia w szacie graficznej. Nazwa znalazła swoje odzwierciedlenie w
tym, co znajdziemy w środku, a ja każdym kosmetykiem jestem zachwycona.
Gwiazdą w tym pudełku jest odżywka do rzęs od Revitalash. Nie dziwie się, ponieważ sama dobrze ją znam i to już będzie moje 3 opakowanie tej odżywki, gwarancja firanek zamiast rzęs ;) Sądzę, że osoby, które zamówiły owe pudełko będą bardzo zadowolone.
1. The Body Shop – Sorbet chłodzący do ciała Pink
Grapefruit
Wielkie szczęście, że nie rozgrzewający. Mam
skłonność do pękania naczynek I już mam pajączki na nogach, nie wyobrażam sobie
dodatkowego problemu przez rozgrzewający balsam/krem/sorbet czy cokolwiek. Za
zapachem grejpfruta może nie przepadam aż tak, by samej sobie kupować produkty
właśnie o tej woni, ale ten sorbet ma tak łudząco podobny zapach, że aż miło ;)
Mam nadzieję, że równie miło będzie go stosować.
2. Skinkode –
Krem 24h energii dla skóry
Nie miałam wcześniej okazji poznać się z tą
firmą. Jednak cena mnie zadziwiła, prawie 160zł za 50ml, nieźle jak na kremik.
No ale skoro ma zapewnić mojej skórze dobę energii, no to coś za coś ;) Nie
wiem jakie to będzie miało pokrycie w rzeczywistości, jednak otrzymałam 25ml,
czyli połowę standardowego opakowania, więc spokojnie da się to przetestować.
3. Revitalash
Advanced – odżywka do rzęs
To już jest niemal kultowy kosmetyk, bądź nie
długo zdobędzie taką oprawę. Testowałam są 2 lata po tym, jak weszła na rynek,
niewiele było wtedy opinii na temat tej odżywki, wiele osób sądziło, że to
kolejny pic na wodę za grube pieniądze. Dlatego też post z recenzją tego
specyfiku był jednym z najczęściej odwiedzanych na moim blogu. Wszystkie
obietnice producenta w tym wypadku zostały spełnione, gorąco polecam!
4. Estre Belle – Longlasting Eye Shadow Pen
Tę kredkę/cień można było poznać w boxie z
poprzedniego miesiąca. Wtedy akurat mnie
się trafiła w kolorze szampańskim, więc stosuję ją często jako bazę. W tym
pudełeczku dostałam piękny brąz, głęboki i przede wszystkim trwały. Kredka
tania nie jest, ale za to nie do zdarcia ;)
5. Fake Bake –
Flawless, samoopalacz w płynie
Opinii dobrej o samoopalaczach nie mam, przetestowałam
parę lat temu kilka firm i jako posiadaczka alabastrowej cery, przy każdym z
nich fundowałam sobie pomarańczowe plamy. Jednak o Fake Bake słyszałam dużo, a
były to same dobre opinie. Tym bardziej, że aplikacja niej jest byle jaka,
ponieważ nie jest to jakiś tam balsam. Jest to płyn, który rozpyla się na
rękawicę zawartą w opakowaniu i rozsmarowuje na ciało. Podobno opalenizna jest
bajeczna. Ocenię wystawie w jego przypadku bardzo dokładną :)
Ogólnie rzecz biorąc, pudełko jest świetne. To
właśnie są kosmetyki z wyższej półki, które większość z nas na pewno chciałaby
przetestować. A jaka jest Wasza opinia na temat tego pudełeczka? :)