1. Grashka – korektor pod oczy
Produkt
w zasadzie przeznaczony jest „pod oczy”, ale ja go używam w całkiem innym celu
i raczej „powyżej oczu”. Wyrównuje i wyostrzam nim linię brwi, jest doskonały
do tego poprzez swoją kremową konsystencję i łatwość w rozcieraniu. Nie jest on
mocno kryjący, więc też nie pozostawia takiego efektu ciężkości pod powieką.
Poza tym ma urocze opakowanie, a ja takie uwielbiam! Widać z resztą, że jest
już dość wymęczone, bo używane dzień w dzień już od dłuższego czasu. Był w
którymś z pudełek Shiny i było to już parę miesięcy temu, także zasługuje
również na miano wydajnego. W prawdzie powierzchnia poniżej brwi nie jest jakaś
pokaźna, ale jednak przy takiej częstotliwości użytkowania zostało mi jeszcze
jakieś pół opakowanie. W takim zastosowaniu godny polecenia! :)
2.
Essence – All about matt
Przerzuciłam
się na pudry transparentne dlatego, że nie mogłam dopasować żadnego pudru,
który współgrałby z moim podkładem. W dodatku mam tłustą cerę, więc muszę robić
w ciągu dnia kilka poprawek, kolejne dokładanie warstwy pudru za którymś razem
już nie wygląda tak dobrze, więc chciałam coś, co nie pozostawia koloru i w
dodatku okiełzna moją fabrykę serum. Trafiłam w dziesiątkę, bo jest tani i naprawdę
dobry. Jest to moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie. Momentalnie daje
matowy efekt, nie bieli, jeśli nałożymy go w rozsądnej ilości i wytrzymuje
spokojnie na buzi 4 godziny bez żadnych poprawek. Może nie jest szalenie
wydajny, ale za cenę 13zł można mu to wybaczyć. Bardzo dobry produkt do
poprawek w ciągu dnia!
3.
Pierre Rene – skin balance
Wiem,
że ten podkład podbił serca wielu konsumentek, ale ma też on swoich
przeciwników. Ja sięgnęłam po niego skuszona tymi dobrymi recenzjami i własną
ciekawością. Przypasował mi i to bardzo. Radzi sobie z moimi zaczerwienieniami
na buzi, które są raczej moim największym problemem. Do tego trzyma się dosyć
ładnie w ciągu dnia i nie złazi z buzi jakoś nachalnie. Ważne też jest na co go
nałożymy i jak. Na pewno nie na tłusty krem, bo szybciej się zaczniemy po nim
świecić. Najlepiej na taki, który wchłania się szybko i skutecznie, bądź na
bazę. Nakładam go gąbeczką i nie wyobrażam sobie inaczej. Palcami da się,
owszem, ale ten efekt już mi się tak nie podoba jak w przypadku gąbki.
Rozwodzić się jednak nie będę za dużo, bo pełną moją recenzję możecie go
znaleźć tutaj.
4.
Benefit – watt’s up!
Nigdy
przedtem nie stosowałam na co dzień rozświetlaczy. Wydawały mi się one zbędne i
raczej używałam ich wyłącznie do makijaży na bloga. Jednak wygrałam w konkursie
z FB kalendarz adwentowy Benefit, w którym trafiły się dwa rozświetlacze, z
czym ten najlepiej się u mnie sprawdził i podbił moje serce! Kolor ma złoty i
cudownie odbija światło, dopiero teraz zauważyłam jak pięknie nadaje twarzy
trójwymiarowości i podkreśla dodatkowo kości policzkowe. Uwielbiam go! Szkoda,
że mam tylko miniaturkę :( Wytrzymuje cały dzień na buzi bez jakiegokolwiek
uszczerbku. Świetny produkt w bajecznym opakowaniu.
5.
Inglot – face blush
Widać,
że jest namiętnie używany, bo już nawet napisu na opakowaniu nie widać.
Uwielbiam bronzery i bez tego też nie wyobrażam sobie dziennego makijażu. Mam
naturalnie dość wyeksponowane kości policzkowe, taki mały prezent od natury,
jednak aby jeszcze ładnie wyglądały muskam je bronzerem. Tego wystarczy niewiele,
bo jest dobrze napigmentowany. Nadaje się zarówno dla blondynek jak i brunetek,
bo efekt można spokojnie stopniować. Dodatkowo posiada delikatne drobinki,
które też się pięknie mienią, ale nie gryzą się z rozświetlaczem. Idealny na
każdą porę roku!
6.
Sephora – eyebrow editor
Jest
to zestaw dwóch cieni, wosku, pędzelka, grzebyka i pęsety. Dodatkowo posiada
mini lusterko, które jest zbędne z powodu swoich niewielkich rozmiarów. Wosk
dla mnie nieprzydatny, moje brwi naturalnie po kilku godzinach zaczynają
błyszczeć jak i cała twarz, więc dodatkowego błysku nie potrzebuję. Oczywiście
jestem świadoma, że wosk ma też utrwalać brwi, ale ja akurat tego nie
potrzebuję. Grzebyk i pędzelek w ogóle się do niczego nie nadają, ale za to
pęseta jest najlepsza jaką kiedykolwiek używałam! Łapie każdy najmniejszy
włosek który zauważę. Same cienie są dobrze dobrane, jeden jest w ciemnym brązie,
a drugi jaśniejszy. Używam obydwu, można nimi modelować brew, ale używać tylko
jednego. Pigmentacja jest dobra, ale nie przesadna, co akurat w tym wypadku
jest dobre. Bardzo fajny zestaw i niestety już mi się wykańcza :( Pewnie się
przerzucę na jakiś tańszy odpowiednik, może Catrice? Albo po prostu dobiorę
jakiś dobry matowy odcień.
7.
Catrice – eyebrow stylist
Ubóstwiam
tę kredkę! W końcu jakiś dobry kosmetyk do podkreślania brwi. Kolor jest
idealny. Konsystencja kredki jest średnio twarda, nie kłuje w brew, ale też nie
rozłazi się tak i nie rozmazuje podczas malowania. Jest dobrze nasycona kolorem
i łatwo ją w razie czego rozetrzeć. A grzebyk dołączony do niej ładnie ściąga
nadmiar produktu. Nie jest droga, a naprawdę spisuje się napitkę z…no dobra,
minusem. Jedyna wada to fakt, że szybko się kończy. Codziennie ją temperuję,
żeby koniuszek był choć lekko ostry. Ale to maleńka wada, poza tym super
wygląda i jest super trwała.
A Wy macie swoich kosmetycznych ulubieńców? Podzielcie się odkryciami w komentarzach :)