Tak dawno nie robiłam makijażu ani zdjęć, czuję regres. Do pracy moim ulubionym makijażem jest kreska i tyle mi wystarcza. Nawet ostatnio nakładanie podkładu na twarz ograniczyło się do jakieś minimalnej ilości z takim względów, że po prostu mi się nie chce, a poza tym leczę się na trądzik i moja cera jest obecnie na tyle ok, że nie muszę nic szczególnie przykrywać, ewentualnie tylko zaczerwieniania związane z leczeniem. Poza tym ryj mi się kisi pod maseczką, więc stawiam na oko. Dziś mnie jednak naszła jakaś chęć, bo na instagramie wypatrzyłam francuski makijaż, taka właśnie klasyka jak kreska i usta w odcieniach czerwieni oraz rozświetlone oko. I przypomniało mi się, że mam super ekstra czerwoną marynarkę w szafie, której nigdy nie nosiłam. Brak mi okazji na elegancki strój, ale przygotowanym trzeba być, może i okazja nadejdzie. W obecnej chałupie nie radzę sobie z oświetleniem, jest go za dużo xD A jestem noga jeśli chodzi o manualne ustawianie aparatu i wszystkie zdjęcia są przejaskrawione, albo wręcz przepalone. Oczywiście wszystko też kwestia lenistwa, bo nie chce mi się szukać dobrego miejsca ani uczyć się nowych funkcji w aparacie, z resztą co ja mówię nowych...podstawowych. Trochę wstyd. Lecz mam całkiem spoko aparat w moim One Plus 7 pro i dziś ten telefon mnie zaskoczył ostrością zdjęć, głębią kolorów i w ogóle woow. Tak więc naszła mnie ochota podzielić się z Wami makijażem i zdjęciami by mój wspaniały telefon.
100 lat nie robiłam wpisu o włosach. Obecnie mam fisia na punkcie kudłów i powoli staje się włosomaniaczką, początkującą, raczkującą, ale robię postępy, tak myślę. Zdecydowałam wrócić do naturalnego koloru włosów. W zasadzie ostatni raz naturalne włosy miałam może z 10 lat temu i w zasadzie zapomniałam jak one wyglądają, byłam przekonana, że jestem ciemną blondynką, że ten kolor jest taki mysi, popielaty. A tu po odrostach okazało się, że ten mój kolor wcale taki jasny nie jest i bosko chłodny, więc cóż, trochę zajmie mi ta droga, ale to chyba zawsze słuszna droga, kiedy się człowiek nie chce już farbować.
Swoją przygodę postanowiłam zacząć od ogarnięcia zniszczonych, rozdwojonych końcówek, tego i tak się nie da uratować, więc lepiej chlasnąć i wtedy pielęgnacja ma sens. Tym bardziej, że chlaśnięcie włosów sprawia, że te są już wizualnie zdrowsze. Postanowiłam wybrać się na bardziej zaawansowaną metodę pozbywania się zniszczonych końców, a mianowicie na polerowanie włosów. Metoda ta polega na tym, że włosy są "obcinane" ze zniszczonych końcówek na całej długości bez konieczności obcinania długości. Są na to dwa sposoby, albo specjalną maszynką (split ender), albo po prostu maszynką z odpowiednią nakładką. Ja miałam robiony ten drugi sposób + standardowe podcięcie końców. Dla mnie zabieg bomba, w większości udało się pozbyć połamanych i rozdwojonych końcówek, które żyły własnym życiem i moje włosy już wyglądały o niebo lepiej. Stały się gładsze i bardziej śliskie. Wrzucam teraz zdjęcia przed i po do Waszej oceny.
Zdecydowanie polecam wypróbować!
Dalej przyszła pora na wyleczenie mojej skóry głowy. Mam problem z nawracającym Łojotokowym Zapaleniem Skóry Głowy, najprawdopodobniej u mnie nawraca ze względu na stres. Powoduje to u mnie też wypadanie włosów, więc konieczne było dla mnie wyleczenie. Choć przerobiłam już mnóstwo szamponów, wcierek i wydałam na to miliony monet wiem, że to będzie do mnie regularnie wracać. Smuteczek, lecz obecnie udało mi się w znacznej części pozbyć się suchych, łuszczących placków na głowie. Zaczęłam też stosować terapię ajurwedyjską na skórę głowy + do tego olejek miętowy. Przynajmniej na godzinę. Wszystko po to, by załagodzić zmiany na głowie i po to, by przyśpieszyć wzrost włosa i trochę je zagęścić. Bawię się tak od półtora miesiąca i muszę przyznać, że włosy urosły znacznie. Średnio rosną 2cm na miesiąc bez żadnych turbo przyśpieszaczy, ale mnie wydaje się, że urosły więcej. Może to tylko autosugestia, trudno stwierdzić, bo włosów nie mierzyłam. Wrzucę za to fotę.
Jeśli chodzi o pielęgnację, to testuje różne mikstury, maski, płukanki. Jednak podstawą mojej pielęgnacji stało się olejowanie. Włosy mam średnioporowate, także zdecydowałam się na olej ze słodkich migdałów. Nakładam go zazwyczaj na żel z aloesu na godzinkę albo i dłużej, potem na 15-20 minut dowalam jeszcze maseczkę z Ziaji Masło Kakaowe, albo jakąś inną już po zmyciu oleju. Raz na ok. 2 tygodnie domykam łuski włosa płukanką z octu jabłkowego i raz na jakiś czas robię sobie jakąś miksturę typu żelatyna, galaretka czy tam jakieś kisiel. Wszystko podpatruje u moich włosowych guru, czyli u Darii - Kosmetycznej Hedonistki, Marty z Uroda i włosy i u Natalii z BlondHairCare. Bez nich nie wyobrażam sobie swojej włosowej przygody. Niestety jest ona dla mnie trochę czasochłonna, bo biorąc pod uwagę jeszcze różne produkty do mojej łojotokowej głowy i nakładanie tych olejków to trwa to lata świetlne. Czego jednak nie robi się dla urody?
Z koloryzacją jestem w tej chwili na bakier, bo tak jak wspomniałam mój naturalny kolor włosów skradł mi serce, ale nie chce całych włosów farbować na mój odcień tylko poczekać aż sobie urosną. Skusiłam się za to na maskę koloryzującą, która nie niszczy włosów, a je pielęgnuje. Zaryzykowałam i kupiłam intensywnie brązowy kolor, bo trafiłam na filmik na YT, gdzie laska farbuje nakłada sobie taką maskę na podobne do moich blond włosy i wygląda to nieziemsko. Zatem zdecydowałam się na taką samą maskę i padło na Maria Nila, kosztowała nie mało, bo za 300 ml dałam stówkę, ale efekt na filmiku serio mnie zachwycił. Na moich niestety nie osiągnęłam tego samego, nie wiem z jakiej przyczyny, zapewne brak umiejętności albo co, tak czy siak to co mi wyszło było całkiem ładne. Trudny do opisania kolor, w każdym świetle wyglądał inaczej.
W tej chwili po 3 myciach te włosy są jakby szare, lekko wpadają miejscami nawet w taki fiolet, no dziwny dziwny odcień. Muszę spróbować te maskę nałożyć na suche włosy, może wtedy będzie mi łatwiej.
W tej chwili moje włosy są w znacznie lepszej kondycji niż jeszcze 2 miesiące temu. kiedy nawet nie chciało mi się nałożyć odżywki na 3 minuty. Jeszcze długa droga przede mną, aby poznać potrzeby swoich włosów na tyle, by dopasować do nich idealnie produkty, których potrzebują. Muszę się jeszcze w to odpowiednio zagłębić, ale kroki już podjęłam odpowiednie ;) Niestety wciąż borykam się ze zbijaniem włosów w takie strączki, po wietrznej pogodzie muszę je przynajmniej przeczesać, bo inaczej nie wygląda to najlepiej. No i potrafią się jeszcze puszyć, szczególnie ta warstwa włosów nad karkiem, tam są te włosy u mnie w najgorszym stanie i trudno mi powiedzieć czy to przez lata farbowania, czy nieodpowiedniego obchodzenia się z nimi.
Życzcie mi powodzenia w dalszej przychodzie z włosami i dajcie znać, co robicie ze swoimi kudełkami! :)
Z każdej stylizacji staram się wydobyć jak najwięcej włosków, dlatego regulację wykonuję dopiero po laminacji i koloryzacji, bo naglę się okazuję, że niektóre z pozoru nieprzydatne włoski stały się potrzebne ;)
Jak Wam się podoba taki efekt?
Jedyne co mi nie wyszło to zbliżenie na oczy xD chyba mam regres w robieniu zdjęć aparatem ;( ale w końcu chodzi o całokształt! :p
Obecnie moja skóra nie radzi sobie ze stresem, wszystko widać u mnie po twarzy i skórze głowy, a najbardziej po skórze głowy. Regularnie wraca do mnie ŁZS. Jeśli chodzi o twarz, to mogą stać za tym również hormony, ale nie wiem, gdyż nie zdążyłam porobić badań z krwi, covid-19 popsuł mi plany.
U mnie trądzik to raczej podskórne pryszcze, które niewiarygodnie długo się goją. Tłusta cera w tym nie pomaga, bo jest pełna rozszerzonych porów i zaskórników, co właśnie sprowadza do tego, że u mnie wszystko dzieje się "pod skórą". Można to nazwać ładniejszą wersją trądziku. Z dwojga złego nie mam wykwitów na twarzy. Niestety u mnie takie zmiany wyczuwam pod palcami nawet z sierpnia zeszłego roku. To pokazuje, jak trudna i mozolna jest walka z parchami. Trudno jest też dobrać odpowiedni lek, a samo leczenie bywa kosztowne. U mnie żaden lek nie był refundowany.
Przygodę z dermatologiem zaczęłam w listopadzie zeszłego roku, zima to zawsze odpowiednia pora na leczenie trądziku, gdyż większość leków nie lubi słońca i może się to skończyć przebarwieniami. Zatem w słoneczne dni trzeba pamiętać o wysokim filtrze. Jako pierwszy lek dostałam Acnelec. Poradził sobie tylko częściowo, był zbyt łagodny dla mojej skóry. Nieco załatwił zaskórniki i kilka zmian podskórnych, ale dalej to nie było to. Na następnej wizycie u dermatologa dostałam aktywniejszy lek. Już w formie płynu, a nie maści. Dostałam wtedy Atrederm w stężeniu 0.05%. Pół Szczecina przeszłam w poszukiwaniu tego leku, bo akurat to stężenie już wycofywali. Dermatolog ostrzegła mnie, że to lek silnie złuszczający. Pierwsze dwa dni myślę sobie pikuś, żadnego szczypania, żadnego dyskomfortu - nie działa. Na 3 czy tam 4 dzień, patrzę w lustro, a tam jakiś łuszczący się paszczur. Odszczekałam to, co powiedziałam na początku, bo skóra schodziła mi plackami. Bez makijażu wyglądałam źle, a z makijażem jeszcze gorzej. Z resztą sami zobaczcie.
Nie pamiętam jak długie było zalecenie lekarza, ok 2 tygodni chyba. Ale ręki nie dam sobie uciąć. Skóra pięknie się złuszczyła, przez jakiś czas było okej. Bez szału, ale nie tworzyły mi się nowe podskórne syfy. Aż do początku tego roku.
Czuję i widzę, że jest o wiele ładniej, zdrowiej. Zdaje sobie jednak sprawę, że to jeszcze potrwa, że będzie nawracać, że być może konieczny będzie jeszcze inny lek. Niestety w niektórych miejscach na mojej twarzy widać już blizny. Trudno. Przeżyje ;)
* A teraz zajmę się gwiazdką, bo w trakcie pisania posta przypomniało mi się, że mam zdjęcia tego pryszcza spod nosa, bo był na tyle ogromny i bolesny, że rozlał mi się na część wargi i wyglądałam jak po nieudanym botoksie.
Na puncie brwi mam zajoba. Zwracam na nie ogromną uwagę u kobiet. Moje brwi wciąż mają lepsze i gorsze dni. Przez to, że kiedyś je sobie zgoliłam włoski w niektórych miejscach nie rosną mi w ogóle. Cóż, błędny i głupota młodości do dziś mnie prześladuje. Trudno. Za to z racji, że ten zajob wciąż mnie nie opuszcza, zrobiłam certyfikat z laminacji i koloryzacji brwi. Skoro moje już nigdy nie będą idealne, to chciałabym je robić innym kobietom. A wiem, że ogrom kobiet wciąż nie potrafi malować swoich brwi, a potem moją specjalną galerię w telefonie zapełniają screeny z brwiami wpierdolkami, o których pisałam w jednym z moich postów :p. Pójdę do piekła za to xD Jednak wolałabym aby kobity miały ładne brwi i nie były obiektem moich kpin, tak jak ja kiedyś byłam czyimś. Może wciąż jestem z innego powodu, ale kogo to obchodzi🤷♀️ . Tak więc podążając ku marzeniom przedstawiam Wam jeden mam nadzieję z wielu papierów, które czyni mnie szczęśliwą. 🥳
Tak więc mam nadzieję, że będzie mi dane robić Wam piękne brwi ❤
To jest moja praca szkoleniowa. Modelka miała wykonany zabieg laminacji, który umożliwia okiełznanie włosów i zaczesanie je w taką stronę, w jaką chcemy. Ja nazywam go trwałą dla brwi. Bo śmierdzi trochę taką trwałą ondulacją i działa w zasadzie bardzo podobne. Cud zabieg, który zwiększa optycznie objętość brwi. Można sobie je pięknie zaczesać do góry i cieszyć się instagramowymi fluffy brows. Koloryzacja dopełnia efektu i nadaje idealny kształt brwiom.
Żeby nie było, że szewc bez butów chodzi, wypróbowałam zabieg na sobie. Moje brwi są rzadkie, jasne, jest ich mało i są asymetryczne. Wszystko przez te moje wariacje w młodości. Nie spodziewałam się spektakularnych efektów, bo nie ma ich z czego zrobić xD Lecz maksymalnie udało mi się pogrubić łuk brwiowy i przyciemnić włoski, bo odrost już daje się we znaki. Grube brwi odmładzają, pamiętajcie :D
Dla przypomnienia wstawiam moje brwi z 2012 roku, jakoś tak będzie.
Wybaczcie, ale nie ogarniam co tu się odjebało xD Serio moje brwi, włosy w zasadzie jak widać powyżej też, przeszły ze mną gehennę. Po niebyt udanym permanentnym i milionach sposobach ich rysowania, wyskubywania cieszę się, że naturalne brwi wracają do łask.
I na koniec kwiatuszek, perełka. Brwi mojej mamity. Nie sądziłam, że mają w sobie taki potencjał. A okazało się, że są piękniejsze od moich. Jak widzicie, kształt zmienił całkowicie oko. Można by rzec, że zafundowałam mamie dodatkowy lifting. Z pozornie nieciekawych włosków laminacja sprawiła, że włosków jest jakby więcej i pięknie układają się w nowy, nadany przeze mnie kształt. Koloryzacja pokryła siwiejące już włoski mamy. Mama, która od lat się nie maluje i nie reguluje brwi musiała się do nich przyzwyczaić :D
Zatem mam nadzieję, że ktoś, kto mnie czyta i jest z okolic Szczecina, wpadnie do mnie po ładne brwi 🤪
Gdyby ktoś za mną jeszcze tęsknił, na Instagramie bywam częściej 🎀